
Bywało tak kilkakrotnie, że zamiast
pożytku, taka wątpliwa reklama i porównanie przynosiła więcej szkody. Jasne,
można pociągnąć promocję na czyimś sukcesie, bo przecież fanka Picoult czy
Sparksa na pewno się skusi (uwierzcie mi, mnie też to skusiło), więc napędzamy
sprzedaż, ale kłopot pojawia się wtedy, kiedy porównanie to zostało wymyślone
trochę na wyrost. Niestety, tak właśnie stało się również w przypadku powieści
Catherine Ryan Hyde. Nie, Dzień, który
zmienił wszystko w żadnym wypadku nie był dla mnie rozczarowaniem (no, może
odrobinkę, właśnie przez to porównanie do Picoult), po prostu okazał się czymś
innym niż się spodziewałam, właśnie przez nęcące wspominki o jednej z moich
ulubionych autorek, które okazały się mieć niewiele wspólnego z czytaną
lekturą.
Ale wracając do recenzowanej przeze mnie
powieści, to na pewno nie jest to zła historia. Wręcz przeciwnie, chwyta w
jakiś sposób za serce. Bo oto mamy naszego głównego bohatera, Nathana McCane'a,
średnio szczęśliwego męża, którego życie przewraca się do góry nogami wraz ze
znalezieniem żywego niemowlęcia w lesie. Oto właśnie spełniło się jego marzenie
o synu. Niestety, jak szybko się ziściło, tak szybko prysło. Okazuje się
bowiem, że chłopiec wciąż ma babcię, która ma prawo do opieki nad maluchem.
Niemniej jednak Nathan wymusza na kobiecie pewną obietnicę - chce, żeby pewnego
dnia babcia wyjawiła dziecku całą historię o cudownym ocaleniu i opowiedziała
mu o mężczyźnie z lasu, który uratował mu życie. I wreszcie nadchodzi ten
dzień, bowiem piętnaście lat później, na progu Nathana staje on, chłopiec,
którego uratował. Niewychowany rozrabiaka, z którym babcia nie mogła już sobie
dłużej poradzić. Nathan postanawia wziąć chłopca pod swoje skrzydła, nadrobić
stracone lata i otoczyć go miłością, której mu niewątpliwie brakowało. Nie były
to łatwe lata, nie były też przyjemne, ale bez dwóch zdań były to lata
bezwarunkowej miłości pełnej przebaczenia. Pytanie tylko, kto komu musiał
wybaczyć?
Ciekawa historia, nie sądzicie? Może i
zakrawa trochę na Picoult i Sparksa, ale niepotrzebnie daje nam fałszywe
nadzieje na coś naprawdę mocnego, co zmiażdży nas emocjonalnie. Owszem, powieść
Catherine Ryan Hyde ma coś w sobie. Ma ciepło, jakąś taką iskrę, która sprawia,
że chce się poznać dalsze losy bohaterów. Choć trzeba przyznać, że nie
wszystkich da się lubić, bo chłopak (swoją drogą również Nathan) jest naprawdę
nieznośny i aż dziw bierze, że dorosły Nathan nie wywalił go ani razu za drzwi
na zbity pysk, na co niejednokrotnie zasłużył. Ale tak jak powiedziałam
wcześniej, Dzień, który zmienił wszystko
to przede wszystkim historia o prawdziwej, bezwarunkowej miłości i wybaczeniu,
do którego trzeba dojrzeć. Dojrzewają do niego postacie, a my wraz z nimi,
bacznie śledząc każdy ich krok. Podobało mi się również to, że książka była
podzielona na części, a każda z nich była przestawiona z perspektywy zarówno
starszego Nathana, jak i młodszego, dzięki czemu mogliśmy poznać ich odczucia i
refleksje lepiej. Zawsze cenię sobie tego typu narrację, również w tym
przypadku uważam ją za atut. Niestety, coś nie zagrało. Zabrakło mi chemii
podczas lektury, która sprawiłaby, że chciałabym wrócić do tej książki. Że opowiadałabym
o niej innym. Że zostałaby ze mną na dłużej. Tak czy inaczej, nie skreślam
autorki całkowicie, bo czuję, że ma w sobie potencjał, który chcę jeszcze
zbadać, nie zwracając już uwagi na porównania do innych. Wszak Catherine Ryan
Hyde jak i inni autorzy, zasługują na to, by być odrębną jednostką i kreować
własne ja ;)
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Jaguar
Tego chłopca z okładki widziałam już na innej książce :) a co do fabuły - jakoś nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńnaczytane.blog.pl
Okładka jest niesamowita, sama książka też mnie zaciekawiła :)
OdpowiedzUsuńZabawne, książka zupełnie innej osoby, a mnie zachęciła do tego, żeby w końcu jednak przeczytać coś Sparksa.
OdpowiedzUsuńMimo że piszesz, że mogło być lepiej, to jednak zaciekawiła mnie fabuła. Może się skuszę :)
OdpowiedzUsuńhttps://booklovinbypas.wordpress.com/