Autor: Erica SpindlerTytuł: Stan zagrożeniaTytuł oryginału: Cause for AlarmWydawnictwo: MiraTłumaczenie: Krzysztof PuławskiLiczba stron: 492Oprawa: miękka
Erica Spindler niewątpliwie jest jedną z
lepszych współczesnych autorek, które parają się tworzeniem powieści
sensacyjnych, thrillerów czy romantyczno-kryminalnych miksów. Na mojej
osobistej liście zajmuje całkiem wysokie miejsce, choć wciąż jest tuż tuż za
Alex Kavą i jej serią o Maggie O'Dell, której jestem fanką. Pierwsze spotkanie
z twórczością Spindler było spotkaniem jakże udanym - Zabić Jane wywarło na mnie tak duże wrażenie, że musiałam użyć, tak
rzadko ostatnio widocznej, magicznej 9 w dziesięciostopniowej skali. Był ogień.
Drugie spotkanie, czyli Cienie nocy
stworzone razem z Kavą i Ellison odrobinę stłumiły mój entuzjazm. Teraz
przyszedł czas na spotkanie numer trzy - na którą ze stron przeważy się szala
sympatii?
Tym razem Erica Spindler zapoznała nas z
rodziną Ryanów, Kate i Richardem, których marzeniem jest posiadanie dziecka.
Cóż, w gruncie rzeczy ciężko powiedzieć, że to ich wspólne pragnienie, bo
trzeba przyznać, że to serce Kate bije na alarm, by wreszcie móc trzymać w
ramionach swą maleńką pociechę. Chcąc uszczęśliwić swoją żonę, Richard
zdecydował się na adopcję. Jak można było się spodziewać, decyzja ta całkowicie
odmieniła ich życie. I wcale nie chodzi tutaj o kwestie maleńkiego dziecka,
które swoim krzykiem i płaczem wkradło się w ich poukładany, spokojny świat, w
którym żyli we dwoje. Gdzieś tam, wcale nie tak daleko, czai się
niebezpieczeństwo. Wydaje się, że biologiczna matka adoptowanej Emmy wcale nie
chce pozostać w cieniu - wręcz przeciwnie, chce idealnej, szczęśliwej rodziny,
którą ma teraz Kate. Oddając swoją córeczkę, oczekuje czegoś w zamian. I żeby
tego było mało, ciągnie za sobą psychopatycznego mordercę, który chce ukarać
Juliannę za jej zdradę. Jak ta cała pokręcona historia skończy się dla Ryanów?
Czy w tak beznadziejnej sytuacji można liczyć na happy end?
Muszę przyznać, że początkowo ciężko było
mi połapać się w fabule Stanu zagrożenia.
Próbowałam opowiedzieć zarys tej historii swojemu Lubemu, ale za cholerę nie
byłam w stanie jasno wyklarować kto jest kto, bez wprowadzania zbędnego zamętu.
Mętlik jest, nie da się zaprzeczyć. Na szczęście początkowy supełek zagubienia
szybko się rozplątuje i czytelnik jest w stanie jasno określić, co się dzieje.
A dzieje się sporo. Bo nie dość, że Julianna miesza w życiu Ryanów, próbując
uwieść Richarda w bardzo podły sposób (oj, jak mnie ten wątek denerwował, oj
jak on mnie wkurzał), to jeszcze mamy wątek starej miłości Kate, która wciąż
nie znalazła się w przeszłości, do której nie chce się wracać, a do tego
wszystkiego mamy jeszcze psychopatycznego mordercę, który w gruncie rzeczy jest
rządowym zabójcą rządnym zemsty. Nie, nie ma co liczyć na chwile wytchnienia,
bo autorka nie znalazła tutaj chwili na przestoje. Choć nie jest to dzieło
literackie i szczyt powieści sensacyjnych, to mimo wszystko Spindler serwuje
nam solidną porcję gęsiej skórki i obgryzania paznokci w oczekiwaniu tego, co
ma nadejść. Bohaterowie byli całkiem okej, choć niektóre wątki cholernie mnie
denerwowały - patrząc z dystansu, człowiek ma wrażenie, że zrobiłby wszystko
lepiej i chciałby doradzić książkowym postaciom, żeby zrobiły inaczej niż robią
w rzeczywistości, bo nic tylko włosy z głowy rwać. Ocieramy się tutaj o
stereotypy, które mnie osobiście doprowadzają do szewskiej pasji - jest sobie
żona, dzidziuś i mąż. Żona zajmuje się dzidziusiem, mąż jest zazdrosny, więc
co? Szuka pocieszenia u kochanki. I nóż się w kieszeni otwiera. Grrr! Niemniej
jednak, pomijając takie małe niesnaski, jestem bardzo zadowolona z lektury Stanu zagrożenia Spindler. Jak dotąd był
remis, jedna dobra książka, jedna słaba. Teraz z czystym sumieniem mogę dodać
punkcik autorce, po cichu licząc na to, że kolejne przygody z jej twórczością
również będą na jej korzyść. Lekki, przyjemny, a zarazem wstrząsający i
wciągający thriller z nutką literatury kobiecej to coś, po co warto od czasu do
czasu sięgnąć by przyprawić relaks odrobiną mocniejszych emocji.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Mira