Sucha
sierpniowa trawa to
książka, która w przeciągu ostatnich dni zdobyła serca wielu czytelników, tym
samym zyskując opinię bardzo dobrej, wartej lektury, wręcz porywającej. Porównywana
ze Służącymi Kathryn Stockett czy Sekretnym życiem pszczół Sue Monk Kidd,
nie potrzebowała wiele, by zachęcić innych do lektury. Choć temat segregacji
rasowej, nietolerancji i rasizmu jest tematem dosyć powszechnym i wielokrotnie
przerabianym, a strach, że natkniemy się na kolejną powtórkę w temacie wzrasta
z każdym kolejnym tytułem, sięgając po Suchą
sierpniową trawę nie mamy się czego obawiać.
Anna Jean Mayhew mając siedemdziesiąt
jeden lat, zadebiutowała swoją pierwszą, i miejmy nadzieję, że nie ostatnią, powieścią
obyczajową, która zjednała sobie serca wielu czytelniczek. W bardzo autentyczny
i klimatyczny sposób otula nas atmosferą amerykańskiego południa lat
pięćdziesiątych, kiedy to czarnoskórzy walczyli o prawo do niezależności,
decydowania o własnym ja, równości wobec białych obywateli kraju. Ich
pragnienia wielokrotnie spotykały się z niesprawiedliwością, agresją, a nawet
przemocą. Jakim prawem? W imię czego? Kto dał białym jakikolwiek powód do tego,
by czuć się lepszymi, nadrzędnymi? Nikt.
źródło |
Sucha
sierpniowa trawa to
piękna historia o małej dziewczynce imieniem June, która nie potrafiła
zrozumieć tej wielkiej niesprawiedliwości, która spotykała ludzi takich jak
Mary, czarnoskóra kobieta, która pomagała rodzinie June, wkładając całe swoje
serce w wychowanie obcych jej, białych dzieci. Za swoją dobroć i poświęcenie
odpłacono jej tym, czym odpłacano wielu kolorowym, którzy rzekomo nie
zasługiwali na dobre słowo z ust tych niby lepszych. Krzywdą, chamstwem,
pluciem w twarz.
Mimo niezaprzeczalnego faktu, że tematyka
segregacji rasowej była już przerabiana wielokrotnie, zarówno w literaturze,
jak i na wielkim ekranie, Annie Jean Mayhew udało się stworzyć coś świeżego,
gdzie czuć skwar amerykańskiego południa, gdzie atmosfera książki spowija nas
do ostatniej strony. Nie spodziewałam się, że aż tak szybko i aż tak głęboko
zatopię się w lekturę tego tytułu. Wielokrotnie miałam wrażenie, że jestem
jedną z bohaterek tej historii, że stoję gdzieś z boku i obserwuję wszystko
czujnym okiem. Żałowałam tylko, że w niektórych momentach nie mogłam
zareagować, by los potoczył się inaczej, niż zadecydowała autorka.
Nie mogę jednakże przeboleć faktu, że
Mayhew zdecydowała się otwarte zakończenie, których tak bardzo nie lubię. Niby
dają czytelnikowi możliwość własnej interpretacji losów bohaterów, dają szansę
na pomyślny lub tragiczny finał, według naszego uznania. Ale ja nie chcę
fantazjować, nie chcę kombinować i gdybać, co by było dalej. Chcę widzieć. I
żałuję, że autorka nie podarowała mi tej wiedzy. Żałuję również, że fabuła była
tak spokojna, że brakowało mi iskry, jakiegoś mocniejszego akcentu, który
dodałby tej historii mocy. Wtedy mogłabym dołączyć do grona osób, które staną
murem za tą publikacją. A tak, nie pozostało mi nic innego, jak odłożyć ją na
półkę z książkami przyjemnymi w lekturze, które zawładnęły mną przez moment,
ale wciąż brakowało jej tego czegoś, co pozwoliłoby jej trafić wprost do mojego
serca na dłużej. Niemniej jednak polecam, bo to temat godny uwagi, którego
nigdy zbyt wiele. Trzeba przyznać, że mimo wszystko, to udany debiut. I przepiękna
okładka!
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Black Publishing
Z każdej strony czytam same pozytywne recenzje. Muszę koniecznie przeczytać tą książkę.
OdpowiedzUsuńTo chyba pierwsza mniej pozytywna recenzja niż zazwyczaj. Ale i tak ją polecasz, a plusy, które wymieniasz tylko bardziej utwierdzają mnie w przekonaniu, że muszę ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńJa również nie lubię otwartych zakończeń. Szkoda. Pewnie i tak książkę przeczytam, bo temat ciekawy, ale na pewno z mniejszą przyjemnością.
OdpowiedzUsuńoj ta pozycja niestety nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńOj tak, okładka jest przepiękna. Książki o tej tematyce są interesujące, bo pokazują prawdę, o której teraz się nie mówi, a wręcz ukrywa. Nie mniej nie zapominajmy, że ludzie o ciemniejszym kolorze skóry, którzy nadal żyją, doskonale pamiętają to, co się wtedy działo.
OdpowiedzUsuńAkurat tej książki nie przeczytam, skoro piszesz w recenzji, że nie porusza na dłużej, a tylko na chwilę. Z pewnością jest więcej powieści tego typu, które oprócz pokazywania prawdy, są do tego bardziej emocjonalne.
I "Służące" i "Sekretne życie pszczół" mam, tak że to coś dla mnie. Sam nie mam nic przeciwko otwartym zakończeniom, wręcz przeciwnie, na swój sposób je lubię, książki w ten sposób zamknięte (urwane) na dłużej pozostają mi w głowie. Ma się takie poczucie, że choć zostawiłeś bohaterów, oni żyją sobie dalej. Jak? To już kwestia dla wyobraźni ;-)
OdpowiedzUsuńRaczej nie dla mnie, choć kto wie :D
OdpowiedzUsuńCieszę się że udało mi się zdobyć już tę książkę. Wszelka niesprawiedliwość, rasizm i nietolerancja w literaturze nie jest mi obojętna...
OdpowiedzUsuńMyślę, że mi mogłaby się spodobać, koniecznie muszę przeczytać
OdpowiedzUsuńMnie też irytują otwarte zakończenia, ale tylko przez chwilę. Z czasem zaczynam je doceniać i cieszyć się z takiego rozwiązania. Temat rasizmu jakoś mnie nie pociąga. Powstało wiele książek i filmów na ten temat i choć lubię poświęcać swój czas na zgłębianie poważnych tematów, tak z tym nigdy nie było mi po drodze. Choć nie mówię, że tej pozycji nigdy nie przeczytam.
OdpowiedzUsuńKolejna recenzja tej książki, którą czytam i coraz większy apetyt na przeczytanie jej. Jak już poznam zakończenie, to na pewno dam znać, czy mi się podobało. ;) No i znów angielska okładka duuuużo przyjemniejsza od polskiej... :(
OdpowiedzUsuń