Parę lat temu poszłam z Danem Brownem do łóżka. Och, jaka to była namiętna, pełna emocji, nieprzespana noc. Pamiętam ją po dziś dzień. Okres świąteczny, za oknem śnieg i mróz, we wszystkich oknach ciemno, tylko w moim tli się blask lampki nocnej. Z drugiego pokoju słychać ciche pochrapywanie rodziców, a ja, zakopana pod ciepłą kołdrą, dzierżę w łapach wielkie dzieło Dana. Ach, co to była za noc. Wciąż czuję te wypieki na twarzy, które towarzyszyły mi podczas tej wspólnie spędzonej nocy. Czytane wtedy Anioły i demony Browna dostarczyły mi naprawdę wielu emocji. Nie potrafiłam się od nich oderwać aż do momentu, kiedy zaczął witać mnie nadchodzący świt. To dopiero była przygoda. I wcale nie na jedną noc!
Nie na jedną, bo po spektakularnej
lekturze Aniołów i demonów,
postanowiłam sięgnąć po inne dzieła tego samego autora, czyli Kod Leonarda da Vinci. Tutaj emocji
również nie brakowało, choć powoli, z mgły podniecenia i szału, który ogarniał
mnie podczas czytania tych pokręconych historii o Robercie Langdonie, zaczął
wyłaniać się schemat działania Browna. Coś tu śmierdzi, myślę sobie. Ale dałam
spokój, bo przecież mi się podobało. Olać schematy.
Wreszcie, po kilku dobrych latach,
pojawił się kolejny tom przygód o specjaliście do symboli, Robercie Langdonie,
który bardziej niż ktokolwiek inny, wpada w takie kłopoty, że aż strach. I
zawsze, ale to zawsze, musi być jakiś skandal. W tym roku Dan Brown zaserwował
nam kolejny thriller z zagadkami na pierwszym planie, o niepokojącym tytule Inferno. Tym razem darował sobie
religijne intrygi i postanowił wplątać w ten galimatias autora Boskiej Komedii, którym jest, oczywista
oczywistość, Dante Alighieri.
Przytaczanie fabuły sobie daruję - wszak
możecie przeczytać sobie notę wydawcy, bo przecież niczego więcej zdradzić Wam
nie mogę. Jedyne, co mogę Wam powiedzieć to to, że tym razem Robert Langdon
wylądował we Florencji z chwilową amnezją i raną postrzałową głowy po nieudanej
próbie morderstwa. Ktoś mu siedzi na ogonie, Langdon nie ma zielonego pojęcia
dlaczego. Ktoś chce zdziesiątkować ludzi żyjących na ziemi, a we wszystko to
zamieszany jest Dante Alighieri i jego wizja Piekła.
Swego czasu naprawdę ceniłam sobie
twórczość Browna. Potrafił mnie zaczarować, choć nie wiem, czy mówiąc o
thrillerze, którym intryga ociera się o skandal, możemy mówić o jakimkolwiek
czarze. Niemniej jednak czułam, że ani na moment nie chcę oderwać się od
lektury, bo jeszcze coś przegapię, a przecież tam non stop coś się dzieje. W
przypadku Inferno było bardzo
podobnie. Dan Brown ani na trochę nie spuścił z tonu, dalej utrzymuje historie
o Langdonie na wysokim poziomie, ale znowu zaczyna coś śmierdzieć. Znowu
pojawia się ten sam schemat, który pojawił się w Aniołach i demonach i Kodzie
Leonarda.. . Wychodzi na to, że Brown jest bardzo tendencyjny, bo prócz
tego, że zmienia się pomysł na fabułę i intryga, na której będzie się on
opierał, otoczka wokół niego jest niemal taka sama jak zawsze. Czytając Inferno nie mogłam pozbyć się myśli, że
to już było, mimo że wcale tak nie było (if
you know what I mean..). Brown naprawdę potrafi stworzyć niesamowitą
historię i bardzo podoba mi się to, że opiera swoje pomysły na istniejących
postaciach, bo to dodaje realizmu temu, co czytamy. Nie raz i nie dwa przyszło
mi zastanawiać się, czy on tak na serio. I w Inferno również pojawia się ta chwila refleksji - a co, jak to
prawda? Bo pojawia się motyw globalnego problemu z przeludnieniem. Ludzi coraz
więcej, zasobów i surowców naturalnych coraz mniej, zwierzęta również coraz
częściej wymierają, a my dalej, jak te króliki, rozmnażamy się, doprowadzając
do własnego końca. A może by tak jakaś dżuma, która w naturalny sposób pozbyłaby się nadmiaru ludzi na Ziemi? Przecież w
średniowieczu to działało, więc dlaczego teraz nie? I tak sobie Brown duma nad
problemami dzisiejszych ludzi, zachęcając nas do własnych refleksji,
przyprawiając to wszystko solidną porcją akcji, zagadek, które można rozwikłać
tylko dzięki rozległej wiedzy głównego bohatera.
źródło |
Postać Roberta Langdona bardzo lubię -
niby poważny naukowiec, ale nosi zegarek z Myszką Miki. Chłop ma taką wiedzę,
że tylko pozazdrościć, a do tego zajmuje się ratowaniem świata z opresji, rozwikłując
skandale, które mogłyby wywrócić wszystko do góry nogami. Swoją drogą nie da
się zaprzeczyć, że historie Dana Browna są kontrowersyjne i wielokrotnie
starano się obalić teorie, które przedstawiał w swoich książkach. Bo niby to
tylko fikcja, ale myślę, że gdzieś tam kryje się nutka prawdy i Dan próbuje
otworzyć nam oczy na coś większego, czego na co dzień nie dostrzegamy, a
przecież powinno być dla nas ważne to, czy jesteśmy manipulowani przez
światowych potentatów albo czy faktycznie ktoś nie postanowi iść w ślady
bohatera Inferno i pozbyć się setek
tysięcy ludzi, dla naszego dobra.
Ok, dość tych dygresji. Mówiąc krótko i
na temat, Inferno Dana Browna bardzo
mi się podobało, jak każda inna książka tegoż autora, którą czytałam wcześniej.
Może było ciut gorzej, ale wciąż wciąga, trzyma w napięciu do ostatniej strony,
zaskakuje pomysłami i zagadkami. Jedyne, co jest trochę denerwujące, to ten schemat
powieści, który sobie Dan obmyślił. Może warto byłoby spróbować czegoś innego?
Choć z drugiej strony, mimo że ma się wrażenie, że każda jego książka jest do
siebie podobna, w gruncie rzeczy są całkowicie inne i dają do myślenia. Także
jeśli nie mieliście jeszcze okazji poznać twórczości tego pana, to polecam,
choć sugeruję zacząć od tych wcześniejszych dzieł, mimo wszystko.
Dawno nie czytałam nic Browna, więc pora to nadrobić :)
OdpowiedzUsuńpo Zagubionym symbolu nie mam już ochoty na nic, co wyjdzie spod pióra Browna ;p
OdpowiedzUsuńJetem ciekawa, jak na "Inferno" zareaguje mój chłopak, wielki miłośnik Dana Browna. Mam nadzieję, że mu się spodoba i książka okaże się trafionym prezentem. ;)
OdpowiedzUsuńJa "Inferno" sobie na razie darowałam. Wkurza mnie ta schematyczność właśnie. Czytałam wszystkie książki Browna i czuję się przejedzona:) Może kiedyś sięgnę ale nie w najbliższym czasie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Jedyne co mnie interesuje w tej książce to liczne odwołania do ,,Boskiej komedii" Dantego. To chyba za mało, żeby natychmiast zabrać się za jej lekturę.
OdpowiedzUsuńw najbliższym czasie raczej nie znajdę na ten tytuł czasu, ale będę o nim pamiętać, bo nawet mnie zaciekawił :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystkie książki Dana Browna wydane do tej pory i bardzo mi się podobały, więc po tę pewnie też sięgnę
OdpowiedzUsuńDo czynienia z Brownem jeszcze nie miałam, a ochotę na zatopienie się w jego powieściach mam już od dawna. Właśnie sobie przypomniałam, że mój brat ma na półce "Kod Leonarda da Vinci". Chyba zaraz zabiorę się za czytanie :)
OdpowiedzUsuńMam, mam, mam i już nie mogę się doczekać kiedy ją przeczytam :)
OdpowiedzUsuńCiekawe co mój mąż by powiedział jakbym Pana Browna zaprosiła do łóżka :) ale narobiłaś mi apetytu. Nie miałam jeszcze przyjemności spotkać się z twórczością tego autora,oglądałam tylko film na podstawie Jego książki "Anioły i Demony" i muszę przyznać że bardzo mi się podobał.
OdpowiedzUsuńWłaśnie jestem w trakcie czytania "Inferna". Rzeczywiście, akcja jest bardzo wartka i czyta się świetnie, jednak... schemat widać. Niestety.
OdpowiedzUsuńJa należę do tych, którzy nie czytali żadnej książki pana Browna i na razie nie planuję zmieniać tego stanu :)
OdpowiedzUsuńNie przepadam za twórczością Browna, ale mam kilku znajomych, którym mogę ten tytuł polecić ;)
OdpowiedzUsuńNie jestem miłośniczką tego autora, więc raczej i po tę książkę nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt Bożego Narodzenia!