Ciepłe
ciała - książka, o
której znów zrobiło się gorąco w ostatnim czasie. Czemu? Bo w kinach pojawiła
się jej ekranizacja pod tytułem Wiecznie
żywy. Co za tym idzie, ruszyła wielka machina marketingu i reklamy, i
paranormal romance (bo właśnie tym Ciepłe
ciała są, ale o tym za moment) Isaaca Mariona trzeba było przywrócić
ponownie do życia po polskiej premierze mającej miejsce w 2011. Teraz Ciepłe ciała dostały nową, filmową
okładkę i nowy tytuł, również filmowy. Nie zdziwcie się więc, odwiedzając
księgarnię, tę stacjonarną czy też wirtualną, że Ciepłe ciała i Wiecznie żywy
w wersji papierowej to dokładnie to samo. Marketing podział skutecznie,
premiera ekranizacji również, bo w ostatnim czasie nastąpił wysyp recenzji
tegoż tytułu. Skuszona zostałam i ja, więc sięgnęłam na półkę po książkę, która
czekała już na mnie od dawna. Czekała na dobrą okazję, ale czy ją wykorzystała?
Will see...
Ciepłe
ciała to historia o
świecie skażonym zarazą, która sprawiła, że część ludzi umarła, ale w gruncie
rzeczy nie tak całkiem, bo wciąż chadzają po ulicach, choć bez wyczuwalnego
tętna, rumieńca na twarzy i ciepłego oddechu. Dowód życia na ich twarzach
zamienił się w trupi odcień sinej szarości, a ciepły oddech zamienił się w odór
zgnilizny i resztek przed chwilą zjedzonego mózgu, choć mimo wszystko częściej
zwykłej nogi czy czyichś bebechów, gdyż mózg jest prawdziwym rarytasem wśród
żywych trupów. Głównym zombie, którego poznajemy jest R, który nie pamięta
swojego imienia ani życia sprzed zarazy. Teraz słania się po opuszczonym
lotnisku razem z innymi truposzami i Kościstymi, zawodząc smętnie i polując na
ludzi od czasu do czasu. Świat stał się zdegenerowaną ruiną, po której biegają
wygłodniałe trupy. Do momentu, w którym w życiu R pojawia się Julie - ludzka
dziewczyna, do której jego martwe serce zaczyna bić (po prostu bić, bo gdybym
napisała, że zabiło mocniej, byłaby to gruba pomyłka, zważając na fakt, że jego
serce nie biło wcale). Czy nowe uczucie, które ożywiło martwego zmieni coś w
życiu całego świata? A może natura R wygra i w dowolnej chwili wgryzie się w
smaczne, wciąż jeszcze świeże i tętniące życiową energią ciało Julie i wszystko
wróci do normy?
Nie lubię zombie. Nigdy nie lubiłam. I
nie wiem, czy lubić będę. Choć Ciepłe
ciała zaskoczyły
mnie faktem, jak dużo przyjemności sprawiło mi obcowanie z
tymi gnijącymi, otulonymi smrodem rozkładu truposzami. Jak namiętnie
zaczytywałam się w romansach paranormalnych z udziałem wampirów, wilkołaków czy
aniołów, tak od odoru rozkładu i zombie trzymałam się z daleka. Bo to
bezmyślne, zjada ludzi, a do tego śmierdzi. Co w tym fajnego? No nic. A
przynajmniej mnie to nie kręci ani trochę. Ale na Ciepłe ciała wreszcie się skusiłam, nęcona reklamami i filmem,
który niedawno pojawił się w polskich kinach (a jestem z tych, co wolą
przeczytać książkę przed obejrzeniem filmu). I wiecie co? Nie żałuję. Bo to
była naprawdę dobra lektura. Mimo że to paranormal, to nie uraczycie tutaj
ckliwych dialogów i łzawych sytuacji - tutaj mamy prawdziwe, twarde, często
okrutne życie, w którym musimy przeżyć, bo albo odstrzelą nam łeb albo nas
zjedzą. R jest bardzo sympatycznym i inteligentnym zombie, jest bardzo inny od
swoich martwych towarzyszy. Julie jest konkretna, silna - dziewczyna rakieta.
Żadnych tam rozmemłanych bohaterek wiszących na ramieniu swojego ukochanego, o
nie. Tutaj mamy związek Julie-R, żywa-martwy. Nieco obrzydliwe, ale da się
znieść, szczególnie, że R się zmienia. Pomysł na fabułę mi się podoba, choć
brakowało mi mocnego meritum, jakiegoś punktu kulminacyjnego, który wywaliłby
mnie z butów. Było raczej spokojnie, bez szczególnie silnych emocji, a szkoda,
bo tutaj poczyniłabym istotny minus na koncie Isaaca Mariona. Ale to tylko
jeden minus, który gubi się w otoczeniu plusów i zalet tej historii.
Źródło |
Z wielką chęcią obejrzę film i porównam
go z wersją papierową. Jeśli znajdę czas i chęci, z pewnością podzielę się z
Wami opinią - może i Wy znajdziecie czas i chęć na przeczytanie kolejnej opinii
na temat Wiecznie żywego ;)
Moja ocena: 7,5/10
Właśnie czytam ;). Po kilku pierwszych rozdziałach nawet mnie wciągnęła, oby tak dalej, bo trochę obawiałam się tej tematyki zombie... ;).
OdpowiedzUsuńPiszesz, że pojawiło się w ostatnim czasie mnóstwo recenzji tej książki, ale przyznam, że o samej powieści dowiedziałam się właśnie teraz. Ale zachęciłaś mnie. Chociaż mam o wiele większą ochotę na film, gdyż samą wersję papierową przeczytałabym chyba dopiero na wakacjach. Dnie są za krótkie na przeczytanie tych wszystkich książek, które wychodzą.
OdpowiedzUsuńSama zombie nigdy się nie interesowała, nie lubiłam oglądać z nimi filmów, ale moi znajomi, którzy byli na "Wiecznie żywym" tylko chwalą. Więc czemu nie?
Nie lubię zombie, a Ciepłe ciała nie spodobały mi się - było to dla mnie bezsensowne i właściwie nudne. Większość sytuacji i ich zachowań odczułam jakby były sztuczne. Na film jednak mam ochotę, bo trailer mnie rozbawił. ^^
OdpowiedzUsuńA mnie się podobało, chociaż "Ciepłe ciała" to nie mistrzostwo. Ale ten tytuł... Kojarzy mi się z jakimś łóżkowym romasem :/
OdpowiedzUsuńNiestety dla mnie ta powieść to jedna wielka farsa, zupełnie mi się nie podobała, choć przyznaję, ze autor umie pisać. Ale umiejętność ładnego składania zdań to nie wszystko... ;)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie czytałam, ale książka czeka na półce :) Do filmu jak na razie mnie nie ciągnie...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę wesołych świąt!
Nie czytałam jeszcze żadnej książki o zombie, ale powyższa wydaje się być bardzo ciekawa, więc będę miała ją na uwadze.
OdpowiedzUsuńCzytałam :) Spodobała mi się ta historia :)
OdpowiedzUsuńSama nie mam jakichś obiekcji odnośnie zombie. Lubię czytać o nich historie. A losy R są z pewnością warte poznania :)
Ja po przeczytaniu recenzji Cassiel stwierdziłam, że odpuszczę sobie książkę i obejrzę film, i chyba jednak przy tym zostanę. Z historii o zombie o wiele bardziej fascynują mnie "FEED" oraz "Las zębów i rąk".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę wesołych świąt! :*
Mam ochotę na tę książkę, na film również. Z zombie nie miałam jeszcze jakiejś większej styczności jeżeli chodzi o literaturę, ale chętnie to zmienię. ;)
OdpowiedzUsuńOd dawna zamierzam ją przeczytać, ale jakoś nigdy nie mam okazji. Mam nadzieję, że wkrótce się to zmieni ;)
OdpowiedzUsuńNiestety nic nie przekona mnie do tematyki zombie.
OdpowiedzUsuńNie wiem, ja też nie jestem do niej przekonana
OdpowiedzUsuńOd dawna mam na nią ochotę
OdpowiedzUsuńCałkowicie się z Tobą zgadzam :D Chociaż książkę czytałam już dawno temu, to i tak do tej pory miło ją wspominam. :D
OdpowiedzUsuńTo chyba jedna z nielicznych dobrych recenzji tej książki, którą czytałam..
OdpowiedzUsuńTeż chętnie obejrzę film, bo książka mi się bardzo podobała. Nie przepadam za zombie, ale to była miła i lekka lektura z niebanalnym wątkiem romantycznym. ;)
OdpowiedzUsuń