Autor: Lynsay Sands
Tytuł: Miłość kąsa
Tytuł oryginału: Love Bites
Seria: Saga Rodu Argeneau
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 336
Oprawa: miękka
Wampiry,
wampiry i tak, znowu wampiry. Po Zmierzchu
wampirzych historii na rynku książkowym nie brakuje. Najbardziej kwitnącym
gatunkiem, który inspiruje się krwiopijcami rodem z powieści Stokera i Anne
Rice okazują się być romanse paranormalne (ang. paranormal romance), które modyfikują przygody swoich bohaterów z
lepszym lub z gorszym skutkiem. Nie będziemy zaprzeczać, że te fantastyczne
kreatury z olśniewającą urodą, niezwykłą siłą i kłami gotowymi wbić się nasze
szyje, nie są nam obojętne. Sama bardzo lubię czytać historie o wampirach, ale
ze względu na fakt, że tych jest coraz więcej na rynku, poprzeczka zaczyna się
podnosić, a wymagania i oczekiwania rosną. Wychodzi na to, że coraz trudniej
mnie zadowolić i pewnie nie jestem odosobniona w swoich przekonaniach. Dlatego
każda kolejna książka o wampirach, która trafia w moje ręce wzbudza we mnie
coraz większe wątpliwości. Ale biorąc w dłonie kolejną część Sagi Rodu Argeneau
Lynsay Sands myślałam sobie, że po mojej entuzjastycznej opinii części
pierwszej nie może być źle. O jakże się myliłam!
Miłość kąsa to drugi tom Sagi Rodu Argeneau autorstwa
Lynsay Sands. Poprzednia część przybliżyła nam losy Lissianny Argeneau, która
miała problemy z wegetariańskim
żywieniem się krwią. Teraz, w części kolejnej, autorka opowiada nam o bracie
Lissi imieniem Etienne. Od dłuższego już czasu chłopak ma pewne problemy z
prześladującym go śmiertelnikiem, który chce się zemścić na wampirze za
odebrane mu szanse na sukces. Pudge, bo tak zwie się prześladowca Etienne’a,
wielokrotnie targał się na życie krwiopijcy, lecz jego wiedza na temat tych
istot i ich uśmiercania jest tak wybrakowana, że Etienne’owi wciąż i wciąż
udaje się uniknąć ostatecznej śmierci.
Pewnego
razu, po nieudanym zamachu Pudge’a, Etienne trafia do kostnicy, w której
pracuje pewna ruda piękność imieniem Rachel. Już od pierwszego spotkania między
tą dwójką widocznie iskrzy. Jeszcze bardziej iskrzy, gdy Rachel i Etienne
spotykają się ponownie, znów w kostnicy. Jednakże tym razem w romantyczne
pogaduszki wkrada się świszczący głos zamachowca i jego ostra jak brzytwa
siekiera, która miast Etienne’a, trafia prosto w Rachel. Niewiele myśląc wampir
postanawia uratować rudą piękność, obdarowując ją nieśmiertelnością. Jedyny
problem tkwi w tym, że wampiry w swoim niesamowicie długim życiu mogą
przemienić tylko jednego osobnika i zazwyczaj jest nim wybranek lub wybranka
serca. Ale czy przypadkowo poznana kobieta zasługuje na tak wyjątkowe miano?
Czy Rachel doceni dar, jaki otrzymała od swojego wybawcy?
Jak
już wcześniej wspominałam, Miłość kąsa
to już moje drugie spotkanie z twórczością Lynsay Sands. Wcześniej, gdy
czytałam Ukąszenie, byłam pod całkiem
sporym wrażeniem. W powodzi sztampowych historii pisanych na jedno kopyto,
nagle z burzliwych fal wyłoniło się coś wyjątkowego i oryginalnego. Otóż główną
bohaterką okazała się być silna i niezależna wampirzyca, a nie przystojny
wampir, na którego lecą wszystkie panienki o oczach przestraszonej sarny, które
trzeba ratować z opresji. Wręcz przeciwnie, to mężczyzna był tutaj na tej
drugoplanowej, słabszej pozycji, dzięki czemu Sands zyskała moją sympatię, tak
jak i jej książka. Ale tutaj, w drugim tomie, wszystkie moje zachwyty zostały
pogrzebane. Gdzie ta charyzma, pomysły i styl, który mnie porwał poprzednim
razem? Wyparował!?
Moje
oburzenie bierze się stąd, że Miłość kąsa
to naprawdę słaba książka, w porównaniu do Ukąszenia,
które czytałam wcześniej. Niesamowicie żałuję, że Lynsay Sands tak bardzo sobie
odpuściła w pisaniu kolejnego tomu Sagi. Niebo a ziemia. Faktem jest, że
gatunek paranormal romance zawiera w sobie trochę naiwności, lekkości i mało
ambitności, jak to na romans przystało. Ale Sands pokazała, że świetnie potrafi
wyważyć smaczki paranormala i romansu, by nie tworzyć czegoś kiczowatego i
słabego. Widać w drugim tomie jej zdolności się wyczerpały, bo miast
harmonijnego połączenia dwóch gatunków dostajemy gniot, jakich mało. Bohaterem
znów jest przystojny, cudownych, och i ach, Etienne, który, cóż za zaskoczenie,
ratuje biedną i zagubioną, słabą kobietkę z śmiertelnego niebezpieczeństwa.
Potem mamy scenariusz rodem z komedii romantycznej, a wszystko to okraszone
jest dużą ilością seksu. Etienne i Rachel, jak już zaczęli uprawiać miłość,
uprawiali ją nieprzerwanie. No ileż można!? Jasne, czasem takie smaczki są jak
najbardziej wskazane, ale żeby co kilka stron? Co to, Pięćdziesiąt twarzy wampira? Wampirza powieść erotyczna dla
mamusiek? No błagam…
Ok,
nie było tak tragicznie, jak może się wydawać po wcześniejszym akapicie. Gdyby wyciąć
te kiczowate sceny seksu, słabą fabułę i przeciętnych bohaterów, to zostaje nam
średnie czytadło paranormalne, które czyta się lekko, przyjemnie, ale też bez
rewelacji. Może gdybym czytała tę książkę zanim poznałam Ukąszenie, moja opinia byłaby nieco łaskawsza, ale po tomie
poprzednim wiem, że autorkę stać na dużo, dużo więcej, niż to, co spłodziła w
części drugiej, czyli Miłość kąsa.
Obecnie przyjemne w lekturze czytadło to zbyt mało, by książkę chciało się
czytać. W przygotowaniu jest już kolejny tom Sagi Rodu Argeneau p.t. Wampir pozna panią i mimo że polubiłam
tę pokręconą, ale jakże zgraną i sympatyczną rodzinkę, to wciąż mam obawy, co
do umiejętności pisarskich Sands. Póki co mamy tendencję spadkową, co będzie później?
Oby coś odwrotnego. Jak bardzo polecam Ukąszenie,
tak bardzo odradzam Miłość kąsa, niestety.