Autor: praca zbiorowa
Tytuł: Wywiady bez kitu
Wydawnictwo: Narbook, 2010
Liczba stron: 416
Oprawa: miękka
Wywiadów
raczej nie czytam, bo rzadko trafiam na takie, które naprawdę by mnie
interesowały. Ale gdy z tyłu okładki Wywiadów
bez kitu zobaczyłam takie zespoły jak Coma, Myslovitz czy Happysad oraz
wykonawców jak Katarzyna Nosowska i Czesław Mozil, wiedziałam, że zmienię
zdanie. Twórcy ukochanej przeze mnie muzyki zabrali głos, dając mi możliwość
bliższego poznania zarówno ich skromnych osób, jak i również pracy, którą
wykonują. A praca ta okazuje się być niełatwa, gdy w grę wchodzi prawdziwa
walka o swoje własne miejsce na rynku muzycznym. Swoje uprzedzenia, co do
wywiadów schowałam do kieszeni i czym prędzej zabrałam się za lekturę Wywiadów bez kitu.
Skąd
nazwa na taki tytuł publikacji? A stąd, że książka jest zbiorem wywiadów
przeprowadzonych przez dziennikarzy niezależnego krakowskiego Radia Bez Kitu i
które to wywiady, ukazały się na tegoż antenie, na której nie uraczy się
najnowszych hitów, namiętnie katowanych w popularnych rozgłośniach radiowych.
Jaką muzykę grają, świetnie można zauważyć po osobach i zespołach, z którymi
przeprowadzono wywiady – przed nami rozpościera się scena polskiej (i nie
tylko!) muzyki alternatywnej, o której wielu pewnie nie ma zielonego pojęcia.
Ale są też tacy, którzy z wielką przyjemnością zasłuchują się w reggae czy
cięższych brzmieniach, których nie usłyszy się w żadnym znanym radiu, czy
telewizji. To właśnie dla nich przeznaczona jest ta publikacja. Dla ludzi,
którzy z chęcią poznają trochę bliżej swoich ulubieńców i idoli.
Dlatego
właśnie z taką przyjemnością oddałam się lekturze Wywiadów bez kitu. Książka ta, która jest zbiorem wywiadów z
różnymi personami, jest czymś zupełnie odmiennym od tego, co dotychczas
czytałam. Ale widząc wspomnianych na początku artystów, nie mogłam odmówić
sobie lektury. Bo przecież nie odpuszczę wywiadu z moim ukochanym Rogucem czy
członkami ulubionego zespołu Happysad. A co z Vavamuffin, Nosowską, T.Love czy
Czesławem? Wywiady bez kitu okazały
się must have-must read.
I
przeczytałam, bo czytało się przyjemnie, na luzie i z refleksjami. Dzięki tej
publikacji mamy możliwość zajrzeć za kulisy polskiej sceny muzycznej, która
jest bardzo niełaskawa dla zdolnych artystów, którzy docierają do małej rzeszy
odbiorców. Ich płyty nie sprzedają się w milionowych nakładach i tyle, dlatego
muszą sobie radzić na własną rękę, o czym opowiadają w przeprowadzanych
wywiadach. Ale nie każdy artysta, z którym Radio Bez Kitu przeprowadziło
rozmowę, należy do tych młodych, zdolnych, choć niedocenionych. Są też tacy,
których słychać w wielkich rozgłośniach radiowych – choćby Myslovitz czy T. Love
– choć w ich przygodach również nie brakowało spięć i komplikacji. Ponad 50
rozmów przeprowadzonych w ciągu kilku lat daje nam świetny obraz rynku
muzycznego, kondycji politycznej państwa, odbiorców muzyki i jej wartości z
perspektywy osób, które mają z nią najbliższą styczność. Dziennikarze poruszają
tematy poważne, jak i te błahe, przy których nie sposób ryczeć ze śmiechu
(okazuje się, że toaleta jest niezbędnym elementem miejsca, w którym się
koncertuje – z oczywistych względów, o których nie omieszkali się wspomnieć
członkowie Happysad).
Jedyną
wadą tej publikacji jest to, że wywiady w niej zawarte są dosyć stare i w dużej
mierze przeterminowane. Obecnie mamy rok 2012, a rozmowy zostały przeprowadzone
w latach 2003-20010, a co za tym idzie, wiele informacji w niej zawartych
straciły swoją aktualność. Niektóre zespoły się rozpadły, przestały nagrywać,
inne zmieniły członków. Szkoda, bo pomysł jest naprawdę fajny, szczególnie dla
fanów artystów, którzy mieli okazję się wypowiedzieć w tej publikacji. Może
jest szansa na aktualizację wywiadów, kto wie? Ja jestem jak najbardziej za.
W
ogólnym rozrachunku uważam, że Wywiady
bez kitu są na duży plus, szczególnie, jeśli ktoś odnajduje w gronie
artystów swoich idoli i ulubieńców, tak jak to było w moim przypadku. Z
niecierpliwością dziecka dobierającego się do świątecznych prezentów, sama
dobierałam się do tej książki, dzięki której trochę lepiej poznałam twórców
ulubionej muzyki i ich świat, który okazał się być prawdziwą niespodzianką (czy
miłą, trudno stwierdzić). Co więcej, nabrałam ochoty na odkurzenie ukochanych
kawałków, których dawno nie słuchałam – oj jak mi brakowało tych dreszczy
przyjemności podczas słuchania Symfonicznej Comy. Myślę, że warto się zaopatrzyć
w Wywiady bez kitu. Bez kitu!
 |
Kliknij, aby powiększyć |
< A obok tył okładki, na którym możecie zobaczyć z kim przeprowadzono w książce wywiady - wystarczy kliknąć, by powiększyć zdjęcie i odczytać nazwiska artystów i nazwy zespołów ;)