
Słońce świeci jak opętane, niemiłosiernie opiekając mój blady zadek - nie spodziewałam się, że tegoroczne lato okaże się AŻ tak upalne. No i, nie zapeszając, burze nie nawiedzają nas każdego dnia, choć zdążyły narobić szkód i pozbawić mnie Internetu na jakiś czas (oj jak cierpiałam i ubolewałam, jak prawdziwy nałogowiec!). Wakacje pełną gębą, nie da się zaprzeczyć. A ja, zważając na fakt, że skończyłam z tą podłą sesją, zdrowo się obijam. Pożeram książki i wypluwam recenzje, bawię się w kurę domową i w leniwca trochę też. Z jednej strony fajnie mieć tyle wolnego czasu, ale z drugiej ile można się obijać?! Dużo, wiem :D Pewnie niedługo dostanę do głowy od tego słońca i lenienia się - już teraz kładę się spać późno w nocy, bo z braku codziennego wysiłku i zmęczenia, nie potrafię w tych upałach zasnąć. Dobrze, że troszkę się ochłodziło. Phi, ale co tam, już za parę dni, za dni parę moje los urodzinos, a potem los upałos, plażing i smażing. Ale dosyć tej słonecznej prywaty i smędzenia o wszystkim i o niczym, wszak post ten miał być na temat. I to jaki! Stosowy! Na blogach w ostatnim czasie wysyp wakacyjnych zdobyczy, aż mi się żal i smutno zrobiło na sercu, że na moim blogu tak łyso, więc postanowiłam przywołać na mej twarzy (na Waszych też, zobaczycie!) uśmiech, chwaląc się moimi letnimi lekturami, które pojawiły się w moim domu w ostatnim czasie. A oto i one: