Autor: Maciej Bennewicz
Tytuł: Wszystkie kobiety don Hułana
Wydawnictwo: G+J, 2012
Liczba stron: 304
Oprawa: miękka
Pewnego dnia, życie Piotra, w liceum pieszczotliwie nazywanego Glusiem, wywraca się do góry nogami. Wystarczył tylko jeden prosty telefon, by wprowadzić w szarą, poukładaną codzienność niewyobrażalny zamęt. Zrozpaczona matka jednego z licealnych kolegów Piotra szuka pomocy. Jej jedyny, ukochany syn zniknął bez śladu, jego komórka nie odpowiada. Don Hułan zaginął…
„Żeby coś znaleźć, trzeba wszystko zostawić. Dopóki dźwiga się ciężary przeszłości, nie można dostrzec nic nowego, bo silniejsza jest troska o dźwigane tobołki.”
Początkowo Piotr nie ma najmniejszej ochoty na mieszanie się w nie swoje sprawy. Od wielu lat nie miał kontaktu z don Hułanem, więc jak niby ma go teraz odnaleźć? Ale każda kolejna rozmowa z bliskimi Hirkowi kobietami wciąga Piotra w wir coraz bardziej pogmatwanych wydarzeń. Matka Hieronima, jego macocha, żona i kochanka – wszystkie kobiety don Hułana mają inne spojrzenie na zniknięcie mężczyzny. Każda z nich kreuje własną rzeczywistość, którą traktuje jak niepodważalną prawdę. Co na to zaginiony? I co w samym środku tego zamieszania robi Piotr?
„Wszystkie kobiety don Hułana” to kolejna książka na koncie Macieja Bennewicza. Wcześniej jednak trudnił się pisaniem poradników z dziedziny coachingu, jak więc wyszła mu powieść współczesna z wątkami psychologicznymi?
Myślę, że całkiem nieźle. Postacie są ciekawie zarysowane, w szczególności główny bohater i postać don Hułana. Okazuje się bowiem, że Piotr nie ma odnaleźć swojego kolegi ze szkolnych lat, a siebie, odbywając podróż w przeszłość swoją i swoich bliskich. Okazuje się również, że każdy widzi rzeczywistość w inny sposób, dlatego tak rozbieżne były informacje, które Piotr otrzymywał zarówno od bliskich Hirka, jak i od swoich bliskich i znajomych.
Rozbudowane wątki psychologiczne, intrygująca fabuła pełna zawiłości i niespodzianek, których czytelnik się nie spodziewał, czyni tę powieść smacznym kąskiem, lekkim i przyjemnym w lekturze, skłaniającym do refleksji nad własnym życiem. W jakiś sposób zachęca do zaglądania w głąb siebie.
Na plus zasługuje również projekt okładki, który przykuł moje oko. Coś jest w tym prostym i subtelnym zdjęciu przedstawiającym młodego mężczyznę, którego twarz skrywana jest przez skrawki materiałów, na którym wypisany jest tytuł. Coś, co sprawia, że chce się na okładkę nie tylko patrzeć, ale zaglądać do wnętrza, które skrywa.
Choć po raz kolejny nie czuję się jakoś przesadnie poruszona historią Piotra i don Hułana, to uważam, że książka Macieja Bennewicza jest całkiem ciekawą lekturą, po którą warto sięgnąć.