Autor: Janusz L. WiśniewskiTytuł: Zespoły napięćWydawnictwo: Prószyński i S-ka, 2004Liczba stron: 148Oprawa: miękka
Czasem wszystko wydaje się kręcić wokół jednego. Wtedy całe nasze życie, a nawet życie naszych bliskich zależne jest od jednego maleńkiego szczegółu, który wcale takim maleńkim nie jest. Od tego szczegółu zależy życie – to, czy pojawi się na świecie, czy też nie. Nastroje kobiet i cała ich istota, również wydają się mu podlegać. Cóż to za istotny szczegół, który rządzi kobiecym światem, a pośrednio również i światem płci męskiej? Menstruacja. Menstruacja, która się pojawia. Która jest. I która znika. Czasem prędzej, czasem później. Czasem wywołuje fale radości, czasem fale przygnębienia. To właśnie kobieca menstruacja skrywa się w każdym z opowiadań Janusza L. Wiśniewskiego, stając się motywem przewodnim zbioru zatytułowanego „Zespoły napięć”.
Janusz L. Wiśniewski ma już na swoim koncie nie jedną i nie dwie wydane książki. Najbardziej znaną jest „S@motność w sieci”, która doczekała się swej ekranizacji. Tym razem Wiśniewski sprezentował nam kolejny zbiór opowiadań, w którym odkrywa są niesamowitą wrażliwość na świat, przede wszystkim na świat kobiet.
W zbiorze tym możemy znaleźć takie opowiadania jak:
- Arytmia
- Syndrom przekleństwa Undine
- Anorexia nervosa
- Kochanka
- Noc poślubna
- Menopauza
- Cykle zamknięte.
Każde z tych opowiadań jest wyjątkowe. Jedyne w swoim rodzaju. Ale wciąż połączone jednym wspólnym elementem, którym jest wyżej wspomniana menstruacja. W „Arytmii” miesiączka pojawia się, gdy ona poznaje swoją miłość – skrzypka, który swój instrument pieścił z niebywałą delikatnością. Zawsze pragnęła by to właśnie jej ciało pieścił z taką samą delikatnością i jeszcze większym oddaniem i zaangażowaniem. Lecz idyllę zburzyła arytmia – choroba serca, z którą walczył jej ukochany. Choć całowała jego blizny na udach po wszelakich zabiegach, chcąc nadrobić każdą minutę, której nie spędzili razem, przez arytmię ich wspólna przyszłość stanęła pod znakiem zapytania.
W „Syndromie przekleństwa Undine” spotykamy Matyldę, u której miesiączka pojawia się po raz pierwszy. Wywołuje to u niej odrobinę podniecenia, że wreszcie stała się kobietą, ale również i strachu, przemieszanego z obrzydzeniem. To właśnie wtedy coś zmieniło się między nią a Jakobem, który od szesnastu lat czuwał nad snem Matyldy. Bo Matylda nie może zasnąć. I nie dlatego, że cierpi na bezsenność…
„I gdy tak myślę, to tak rozpaczliwie tęsknię za Tobą, że chce mi się płakać. I nie jestem pewien, czy z tego smutku, że tak tęsknię, czy z tej radości, że mogę tęsknić.”
W opowiadaniu zatytułowanym „Anorexia nervosa” menstruacja postanawia się schować i znika. A wszystko to z tęsknoty, która przeszywa do głębi. Bo ona tęskni. Za każdym razem, gdy on wyjeżdża i zostawia ją samą w czterech ścianach. A przecież ona tak bardzo go kocha. I on ją również. I gdyby wtedy, w tą pamiętną Wigilię, nie poszła wynieść śmieci, nie spotkałaby go po raz pierwszy. I gdyby wtedy, kiedy Marta brała ślub, on nie uderzył w ich samochód, nigdy więcej by go nie zobaczyła. Gdyby nie wyjechał, mogłaby go zobaczyć ponownie…
W „Kochance” menstruacja również gra w chowanego. Ale z zupełnie innego powodu. Joanna, jego żona. Miała wrażenie, że to imię wyryte jest na każdej komórce jej ciała. Przecież wiedziała, że nie jest dla niego jedyną kobietą w życiu. Wiedziała. Ale cóż z tego, skoro nie mogła się z tym pogodzić. Nie chciała się nim dzielić z inną. Nie chciała przyjąć do wiadomości, że gdzieś tam niedaleko jest kobieta, którą on całuje tymi samymi ustami, którą dotyka tymi samymi dłońmi, z którą kocha się w ten sam sposób. Ale życie bywa przewrotne i często w nosie ma to, czego chcemy. A może wręcz przeciwnie? Przez odrobinę bólu i cierpienia chce nam pokazać właściwą drogę, której my zaślepieni nie widzimy?
Podczas „Nocy poślubnej” zajrzymy do alkowy Adolfa Hitlera i Ewy Braun. Choć może nie tak całkowicie. Bo Magda, która jest główną bohaterką tegoż opowiadania, nigdy w tej alkowie nie była. Ale wie to i owo. Wie, co przeszkodziło Hitlerowi i jego żonie w spędzeniu nocy poślubnej razem. A Wy, wiecie?
W „Kochance” menstruacja również gra w chowanego. Ale z zupełnie innego powodu. Joanna, jego żona. Miała wrażenie, że to imię wyryte jest na każdej komórce jej ciała. Przecież wiedziała, że nie jest dla niego jedyną kobietą w życiu. Wiedziała. Ale cóż z tego, skoro nie mogła się z tym pogodzić. Nie chciała się nim dzielić z inną. Nie chciała przyjąć do wiadomości, że gdzieś tam niedaleko jest kobieta, którą on całuje tymi samymi ustami, którą dotyka tymi samymi dłońmi, z którą kocha się w ten sam sposób. Ale życie bywa przewrotne i często w nosie ma to, czego chcemy. A może wręcz przeciwnie? Przez odrobinę bólu i cierpienia chce nam pokazać właściwą drogę, której my zaślepieni nie widzimy?
Podczas „Nocy poślubnej” zajrzymy do alkowy Adolfa Hitlera i Ewy Braun. Choć może nie tak całkowicie. Bo Magda, która jest główną bohaterką tegoż opowiadania, nigdy w tej alkowie nie była. Ale wie to i owo. Wie, co przeszkodziło Hitlerowi i jego żonie w spędzeniu nocy poślubnej razem. A Wy, wiecie?
„Podziwiała go i była strasznie o niego zazdrosna. Chciała go mieć tylko dla siebie. Chciała, żeby żadna kobieta nie poznała go bliżej i nie dowiedziała się, jaki jest. Czuła, że każda, która go pozna, także zechce mieć go tylko dla siebie.”
Ostatnie opowiadanie, „Cykle zamknięte”, jest o rybakach. O tych, którzy miesiącami pływają po morzu, zostawiając swoje ukochane w porcie. Ale ukochane wcale nie czekają z utęsknieniem. Nie rzucają się na szyję, gdy rybacy wracają z morskiej tułaczki, w której towarzyszą sobie wzajemnie. Ukochane mają swoje życie, poukładane pod nieobecność mężów, narzeczonych i kochanków. Tutaj menstruacja wkrada się podczas stosunku. W zaślepieniu i potrzebie bliskości odbierana jest jako przejaw niesamowitej intymności. Przyszłość przynosi tylko rozczarowanie.
Janusz L. Wiśniewski ma szczególny dar. Słowami potrafi tkać tak przepiękne historie, że nie sposób się od nich oderwać. Postacie, które kreuje są wyjątkowe, bo takie życiowe, niemal realne. Wydają się tak bliskie czytelnikowi, że ma się wrażenie, że są tuż obok. Że to wszystko, co rzekomo jest fikcją, wydaje się być prawdziwe. W dodatku niejednokrotnie zakochiwałam się w bohaterach Wiśniewskiego. Tutaj również można się zakochać. Chociażby platonicznie i na chwilę.
Podziwiam Wiśniewskiego za jego niesamowitą wrażliwość. Za wrażliwość i głębię uczuć, która jest wyjątkowa u przedstawicieli płci męskiej – wszak mężczyźni nie są najlepsi w wyrażaniu swoich emocji. Podziwiam go za wrażliwość na kobiecą psychikę. Nie wiedziałam, że mężczyzna (nie chcąc nikogo dyskryminować) potrafi w tak pięknych słowach oddać emocje kobiet, ich myśli i pragnienia. Nawet te najskrytsze i najbardziej intymne.
Janusz L. Wiśniewski mnie inspiruje. Jego powieści i opowiadania zawsze wprowadzają mnie w szczególny nastrój – nieco melancholijny błogostan i niezaspokojone upojenie życiem. Janusz L. Wiśniewski mnie wzrusza. Nieodmiennie, poczynając od „S@motności w sieci”. Tutaj również nie obyło się bez ronienia łez. Autor tak zmyślnie operuje słowami, że niemal fizycznie czuje się ból, który czują bohaterowie. I nie tylko ból. Również radość, podniecenie, rozkosz. A to wszystko tylko, dzięki słowom. A może AŻ dzięki słowom. Moim ulubionym opowiadaniem z tego zbioru jest „Anorexia nervosa”. Właśnie przy tym opowiadaniu nie mogłam powstrzymać łez. Podczas czytania innych również się wzruszałam, ale to mną wstrząsnęło do głębi. Również „Cykle zamknięte” wywołało u mnie wiele burzliwych emocji. Najmniej podobała mi się „Noc poślubna”. Atmosfera fascynacji Hitlerem to nie moja bajka.
Autor o wszystkich uczuciach i wydarzeniach mówi w szczególny sposób. Fragmenty przepełnione seksualnością nie są ordynarne i tandetne. Wiśniewski przedstawia seks jako akt kochających się dwojga ludzi, a nie kopulację zwierząt. Nawet o tak intymnych sprawach potrafi mówić w sposób, którego oczekują i pragną kobiety. Czasem jawnie, a czasem skrycie.
Wiśniewskiemu polecam każdemu. Nie mogłabym zrobić inaczej, gdyż jestem nim głęboko zafascynowana. Jeszcze nikt nie grał tak na moich emocjach za pomocą słów. Bo Wiśniewski tak pięknie mówi o miłości – i to nie miłości słodkiej, jak z bajki, nie. Wiśniewski mówi o miłości trudnej, która często przepełniona jest cierpieniem i bólem. A przede wszystkim utratą… Czytajcie.
Moja ocena: 10/10