Tytuł: Święta z kardynałem/ A Redbird Christmas
Wydawnictwo: Nowa Proza
Liczba stron: 224
Moja ocena: 7/10
Pewnego dnia, Oswald Campbell dowiaduje się, że może nie dożyć kolejnej wiosny jeśli nie zmieni miejsca zamieszkania. W trybie natychmiastowym musi opuścić Chicago, w którym zostawić musi byłą żonę, przyjaciół i całe swoje dotychczasowe życie. Lekarz poleca mu małe miasteczko Lost River, w którym może w spokoju dojść do zdrowia. Ale Oswaldowi nie prędko do wyjazdu – dlaczego musi zostawiać wszystko, co ma? A może właśnie o to chodzi, by zacząć nowe życie i odzyskać utracone dotąd zdrowie? Wszak nie będzie ryzykował rychłą śmiercią by zostać w Chicago.
Tak więc Oswald Campbell wyprowadza się do Lost River, miasteczka położonego daleko na południu Alabamy. Na początku nie potrafi przestawić się na życie w mieście, w którym wszyscy mieszkańcy doskonale się znają i są dla siebie przyjaciółmi, ale z dnia na dzień jego aklimatyzacja przebiega pomyślnie. Odnajduje w Lost River swoje własne miejsce, przypomina sobie o dawnej, utraconej pasji, która sprawia, że czerpie jeszcze większą przyjemność z darów, jakie otrzymuje od Lost River. Piękna przyroda i krajobrazy dostarczają Campbellowi wielu inspiracji w malowaniu.
„Magiczne miejsce, gęstwiną skryte przed wzrokiem jadących autostradą kierowców, rozbrzmiewające ptasim trelem, położone nad krętą rzeką, w zieleni, wśród kwiatów, jest jak piękny sen, który tylko czeka na pejzażystę gotowego przenieść go na płótno.”
Wkrótce Oswald znajduje kolejną rzecz, która każe mu zatrzymać się w Lost River na dłużej. Jest nią mała dziewczynka o imieniu Patsy, która zakochana jest w przepięknym, figlarnym kardynale Jacku, który zamieszkuje sklep u Roya. To właśnie ten mały ptaszek przyczyni się do wielu cudów, które będą miały miejsce w Lost River. Miłość, tęsknota, przywiązanie, pokonywanie uprzedzeń i własnej dumy – wszystko to za sprawą małego Jacka.
Przechodząc jednak do recenzji samej powieści, to muszę przyznać, że była to całkiem przyjemna lektura, przy której wielokrotnie się wzruszyłam, jak i ubawiłam. „Święta z kardynałem” to powieść lekka, bardzo ciepła i idealna na zimowe, świąteczne wieczory. Z pewnością wywoła n a twarzy czytelnika nie jeden uśmiech.
Moim ulubionym bohaterem jest nie kto inny, jak mały, czerwony ptaszek nazywany Jackiem – to dzięki niemu i wokół niego tak naprawdę kręci się cała fabuła, i to on poczynił w Lost River wszystkie cuda, które miały miejsce – wszystko, dzięki swojej małej osóbce. Jednym dał nadzieję, drugim wybaczenie, innym miłość. Wszystko w tej książce jest takie ciepłe, rodzinne i przyjazne, że naprawdę przyjemnie czyta się tę książkę. To, że jest króciutka sprawia, że pochłania się ją w tempie błyskawicznym.
Naprawdę, bardzo fajna, lekka lekturka. Nie można jej nazwać dziełem sztuki, ale ma w sobie pewną magię, która sprawia, że warto się z nią zapoznać.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Nowa Proza